Jeśli masz co najmniej 40 lat, doskonale pamiętasz czasy, w których w kuchni straszyły całymi dniami i latami potworne aluminiowe potwory: świecące bladym, wypolerowanym aluminium gary i wyszorowane na błysk patelnie, też z aluminium. To była straszliwa spuścizna PRL-u. Kuchnia w tamtych czasach, co dużo mówić, truła miliony samym swoim wyposażeniem. Mieliśmy dobre, bo naturalne jedzenie, ale to, co było w nim wartościowego, skutecznie zabijały straszliwe naczynia. I niech nikt nie próbuje usprawiedliwiać dawnej kuchni, twierdząc, że większość jadała na stołówkach. Nie chcecie wiedzieć, w czym tam gotowali! Wypolerowane domowe aluminium było królem naczyń w porównaniu z tym, w czym w pracowniczych lub szkolnych stołówkach się szykowało jedzenie.

 

Spis treści:

  1. 1. Nowa twarz aluminium, czyli nowoczesne naczynia
  2. 2. Nowoczesne aluminium jest bazą niezwykle zaawansowanych naczyń
  3. 3. Takie straszne, że aż strach się bać, czyli aluminiowa fobia
  4. 4. Aluminiowi panikarze

 

Nowa twarz aluminium, czyli nowoczesne naczynia

Już od, mniej więcej, dwóch dekad wielu bardzo potężnych producentów zaczęło korzystać z materiałów, których jesteśmy nauczeni się bać. Między innymi z aluminium. Ale to, co wykorzystują wielcy mistrzowie doskonałych naczyń, marki WOLL, Demeyere oraz De Buyer (sławy nad sławami), nijak ma się do znanego nam strasznego, chorobotwórczego aluminium.

Tamto szkodziło, dosłownie, na każdym kroku. Nowoczesne, kute na zimno, czy odlewane aluminium i jego pochodne są tak opracowane, by mogły mieć kontakt z żywnością. To przeskok wręcz kosmiczny.

Współczesne aluminium, które tworzy bardzo trwałe, czasem niemal niezniszczalne szkielety naczyń, z racji niezwykle restrykcyjnych norm, którym podlegają europejscy producenci, musi wykazywać się maksymalną prozdrowotnością i bezpieczeństwem dla jego użytkowników. Nie bez kozery współczesne aluminium określa się angielskim terminem - food safe - czyli bezpiecznym dla żywności. Mówię cały czas o aluminium wykorzystywanym w przemyśle gastronomicznym.

 

Nowoczesne aluminium jest bazą niezwykle zaawansowanych naczyń

Zwróć uwagę, że marki produkujące luksusowe garnki, patelnie, woki, czy brytfanny tworzą ich szkielety z kutego na zimno lub odlewanego aluminium, czy pochodnych jego stopów. I, co ciekawe, każdy z wymienionych wyżej producentów, pokrywa szkielet powłokami nieprzywierającymi. Czyli potrawa nie ma kontaktu bezpośrednio z aluminium, które tak czy tak jest bezpieczne dla zdrowia.

W większości wypadków szkielet z aluminium pokrywają plazmowo nakładane, wzmacniane na różne sposoby, powłoki tytanowe (marki - WOLL, Demeyere, Scanpan). Co niezwykłe podwójnie – tego typu powłoki sporadycznie spotkasz na stalowych patelniach, bo trzeba je specjalnie modyfikować i nakładać zupełnie innymi metodami, by się trzymały. Nowoczesne, bezpieczne dla zdrowia i żywności aluminium idealnie z tego typu powłokami współpracuje, sprawiają, że trzymają się całymi latami.

Dodaj do tego fakt, że nowoczesne aluminium genialnie dystrybuuje ciepło, więc pozwoli Ci użyć minimum energii do smażenia, duszenia, gotowania, czy pieczenia.

 

 

Takie straszne, że aż strach się bać, czyli aluminiowa fobia

Ten artykuł został sprowokowany wieloma rozmowami z przerażonymi tym materiałem Klientami moich sklepów, którzy nie rozumieją istoty tworzenia bezpiecznego dla zdrowia aluminium. Raz - nikt z samego aluminium nie jada, nie przygotowuje się bezpośrednio na nim potraw. To już mamy dawno za sobą. Teraz na szkielecie z aluminium są doskonałej jakości powłoki.

Dwa - producenci rangi tych, o których pisałem wyżej, nie mogliby nawet pomyśleć o tym, by wypuścić na rynek nieprzebadaną i niebezpieczną dla zdrowia linię naczyń. Obserwuje ich taka ilość różnorodnych organizacji i zewnętrznych kontrolerów, że pokoleniami całymi nie wypłaciliby się z narzuconych im kar, gdyby zrobili coś wbrew temu, co deklarują. A deklarują, że z ich naczyń na bazie aluminium mogą korzystać też (w wielu przypadkach) alergicy. Alergik, który miałby styczność z klasycznym, szkodliwym aluminium, wylądowałby z miejsca w szpitalu.

Po raz kolejny powtórzę, co mówiłem razy milion – znane i cenione na świecie marki, patrz powyżej, marki produkujące swoje naczynia w Europie, poddające je niezwykle restrykcyjnym i rygorystycznym testom, nie mają intencji, czy powodu, tworzenia naczyń, które komukolwiek zaszkodzą. Nowoczesne aluminium jest różne we wszystkim od tego, którego musieliśmy się bać kilka dekad temu.

 

Aluminiowi panikarze

Niemniej - jeśli przerażony ojciec boi się, że pas aluminium zatopiony w szkielecie stalowej patelni wylezie zeń i wchłonie się w jedzenie, powinien galopem wrócić do szkoły. Jeśli próbująca kupić patelnię pani pyta, czy przypadkiem aluminium jej się w trakcie smażenia nie rozpuści i nie wypłynie na zewnątrz, powinna wrócić do etapu, gdy nasi pra-pra-przodkowie sprawnie piekli na kamieniu.

Problem, bo tacy właśnie ludzie sieją w sieci panikę i straszą morderczym aluminium. Nie znają procesu produkcji, norm, które obowiązują liczących się producentów. Nie są w stanie zracjonalizować strachu, który zasiano w nich kilka dekad temu. I to za ich sprawą Internet puchnie od hiper-nonsensów. Wystarczy, że usłyszą słowo „aluminium”, a opada ich śmiertelna zgroza.

 

By dolać oliwy do ognia powiem, że tacy ludzie mogą mieć spory problem ze znalezieniem „anty-aluminiowej” patelni. W ogromnej ilości zaawansowanych technologicznie naczyń aluminium siedzi, np., w rdzeniu, po to, by pomagać w nagrzewaniu garnka, czy patelni i minimalizowaniu zużytej energii.

 

 

Zdjęcia: Zwilling